Już znacie Izrael? Ten z doniesień o wojnie, napięciu na Bliskim
Wschodzie, aktach terroryzmu? Z thrillerów? Z powieści Amosa Oza, Meira
Shaleva, Lizzie Doron, Eshkola Nevo? A może od
dawna jest na liście Waszych podróży? Przeczytajcie jednak tę książkę, bo to naprawdę rzadka okazja!
Ela
Sidi pokazuje Izrael taki, z jakim przyszło się oswajać właśnie jej,
pochodzącej z Polski nie-Żydówce, która emigrację „otrzymała w podarunku
wraz z mężem, Izraelczykiem”. Z humorem i nie bez autoironii opisuje
dylematy, jakie nagle wtargnęły w jej życie. W jakim tu mówi się języku,
czy raczej w ilu mówi się językach? Czy każdy Izraelczyk jest Żydem,
kto jest, a kto nie jest Żydem i jakie w państwie żydowskim ma to
znaczenie? Z kim zasiada się, a z kim nie przy jednym stole, co na nim
postawić i jak to powinno być przyrządzone? Co jest sprawą tradycji i
zwyczaju, a co zakazem i nakazem religijnym respektowanym przez prawo? A
we wszystko to wplecione są ważne wydarzenia publiczne, historie
konkretnych ludzi, anegdoty, popularne dowcipy.
Izrael Eli Sidi to
kraj na wskroś nowoczesny, w którym tradycja ma zagwarantowane prawem
miejsce, a w klimatyczne i krajobrazowe kontrasty zadziwiająco wpisują
się skrajne różnice religijno-społeczne. Dla niej jest, jak sama pisze,
fascynującym światem złożonym z tysięcy niepasujących do siebie,
ściśniętych na małej przestrzeni kawałków, gdzie codzienność toczy się w
sporach i kompromisach. Tu zawsze jest „i tak, i nie i dobrze, i źle.
Lewiego Eszkola, premiera Izraela, spytano kiedyś: kawa czy herbata? Pół
na pół – padła bardzo izraelska odpowiedź”.