Gdy miał dziewięć lat, aresztowano mu ojca, w dwa lata później matkę. Jednak te bolesne doświadczenia nie zamieniły go w cynicznego młodzieńca, lecz przybliżyły do Chrystusa, w którym odnalazł sens i cel życia.
* * *
Wprowadzono mnie do mrocznej sali o kształcie przypominającym tunel
kolejowy, zakończonej ogromną bramą, sięgającą aż do sufitu. W tej bramie
na poziomie oczu było małe zakratowane okienko. Pod okienkiem stał stół, a
po obu stronach stołu siedziało dwóch strażników. Nie pozwalali podejść zbyt
blisko.
Po kilku minutach za kratami pojawiła się twarz. Twarz była wychudzona i
szara. Głowa była ogolona, a odrastające włosy były siwe. Kości policzkowe
były wystające, a oczy wydawały się ogromne.Przypuszczam, ze rozpoznałem go po oczach.
Zacząłem drżeć. Upłynęło siedem lat. Przedtem znałem ojca jako energicznego
mężczyznę, mądrego, kochającego i silnego. Miałem wtedy dziewięć lat, teraz
zaś szesnaście.
* * *
Mihai, wiesz, że w więzieniu nie miałem Biblii. Zapomniałem, co ona mówi.
Zapomniałem o całej mojej teologii. Jednak, co do następujących rzeczy mam
całkowitą pewność: Po pierwsze, istnieje żywy Bóg, który jest naszym
kochającym Ojcem. Po drugie, Jezus Chrystus jest Zbawicielem i Oblubieńcem
naszych dusz. Po trzecie, Duch Święty działa w nas, czyniąc nas coraz
bardziej podobnymi do Chrystusa. Po czwarte, z całą pewnością istnieje życie
wieczne. I na koniec, miłość to najlepszy sposób na życie. Oto, czego
nauczyłem się w więzieniu.